Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/560

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i że życzyłeś sobie widzieć się ze mną... Jestem niezmiernie ciekawa.
— Nie potrafię doprawdy, zdaje mi się, zaspokoić jéj ciekawości... Stare to dzieje, nic nowego. Alf na panią skarży się i płacze, ja bym mu z serca rad dopomódz do pozyskania jéj względów... rzekł Zdziś, nie umiem się wziąć do tego. Czy błagać panią? czy argumentować i przekonywać? prosić pokornie za przyjacielem? grozić?
— Czém? zapytała Herminia...
— Najokropniéjszemi nudami przedłużonemi bez końca — rzekł Zdziś.
Herminia się poruszyła śmiejąc.
— O! tego się ja nie zlęknę! Nudy? Jakto, w tym prześlicznym włoskim kraju, gdzie dla mnie wszystko jest nowe? powietrze, ziemia, niebo, ludzie, język... to cudowne morze, ta nieustająca zieleń... mając książki, fortepian, ciszę, swobody trochę... o ile jéj pan Alf dać raczy — jabym się nudzić miała? Panie Zdzisławie! pan mnie nie znasz... Ja tu całą piersią żyję... jam prawie szczęśliwa!
Hrabia widząc ją ożywioną, uśmiechniętą, zdziwił się i zamilkł...
Herminii oczy pałały ogniem jakimś, i śmiały się tak, jakby w istocie szczęśliwą nazwać się mogła.
— Zdziwiony pan jesteś? nie prawda? zapytała z półuśmiechem — tego wyznania się nie spodziewałeś.