Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/497

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zgnił... tu tylko dla starych grzybów dobre zacisze... Jedź — ucz się... baw się... żyć należy póki sił staje — tak utrzymywali starożytni i mieli rozum... słowo daję...
Pochylił się do ucha i kończył pół głosem:
Wszystko rób, kochany hrabio, co chcesz i ku czemu skłonność czujesz; jednéj tylko rzeczy się strzeż....
— Czego?
— Oże — nie — nia — kończył Wilelmski — to — nie przymawiając nikomu, straszne głupstwo. Najlepsza w świecie kobieta, zostając żoną, dostaje maleńkiéj fiksacyi... dobiera się zaraz do mężowskiego nosa...
Wilelmska udawała, że nie słyszy, rozmawiała żywo z kanonikiem... Zdziś trącał po ręku profesora napróżno... musiał się wygadać.
Nie udało się nawet wyprawienie go, aby pensyę zobaczył — bo nie chciał zrozumieć rozkazu...
Wśród tego zakłopotania, hrabia zaczął się żegnać — z kanonikiem najprzód, potém z panią Różą, która go płacząc po macierzyńsku uściskała, naostatek z profesorem odprowadzającym go bez czapki do pół rynku...
Tu nastąpiło rozstanie... Wilelmski pod wpływem rozczulenia i napoju, ściskając raz jeszcze Zdzisia, rzekł mu na ucho:
— Wspaniała kobieta... kochany hrabio —