Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/486

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łajdaczyłem... a gdyby Różyczka wiedziała co mnie wstrzymało...
— Co waćpan pleciesz!...
— Na honor profesorski — zawołał Wilelmski — pani sama żałować będziesz i swoich posądzeń i postępowania...
Chciała jeszcze srożyć się profesorowa, ale budzący się sąsiedzi wyglądający oknami, skłonili ją, że drzwi otworzyć kazała... Profesor wszedł i rzucił się na fotel w salonie wzdychając ciężko...
— Każ, serce moje, odezwał się z niezwyczajną powagą do żony: każ odejść słudze, mam ci coś ważnego do powiedzenia...
Niedowierzając stała profesorowa, lecz skinęła na sługę...
— Cóż to za tony sobie dajesz? zapytała...
— Tak — jestem zdetonowany — począł po cichu Wilelmski mrugając jedném okiem. Coś powiem... nie do wiary...
Coraz bardziéj zdziwiona zbliżyła się profesorowa ku niemu.
— Co się z tobą stało?
Wilelmski przybrał minę dziwnie zasępioną człowieka, który dla dobréj sprawy znosi prześladowanie.
— Słuchaj, rzekł — idzie o hrabiego naszego, o Zdzisia... Wczoraj tu przybyła, o tém wiesz, jakaś pani piękna, bardzo piękna — w wieku