Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/479

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mój Boże! Jam szczęśliwa, że cię widzę, a ty wolisz spoczynek... Zdziś! nie poznaję cię. Jesteś niewdzięczny...
— Na Boga — to mała mieścina, począł hrabia, — gdy tu po północy dłużéj zostanę, jutro nie wiedzieć co pleść będą... Nie zapominaj pani, że to wieś — partykularni ludzie...
— Co mi tam ludzie — i ich gadanie! popędliwie zaczęła Robert’owa. Hrabia też o to dbać nie potrzebujesz... Niech sobie plotą co chcą, my się stanowczo rozmówić musimy...
Dałeś słowo — dotrzymuj go. Miałam dziś list od Röttlerki; pisze, że Herminia zupełnie jest przygotowana, że profesor ze swéj strony, nie wiedząc o niczém, cieszy się wami. Wszystko jest na jak najlepszym stopniu. Zdziś, zaklinam cię — nie zwlekaj, nie odmawiaj, jedźmy...
Hrabia słuchał zamyślony, jakby szukał środka uwolnienia się lub przeciągnięcia.
— Nie przeczę, odezwał się powoli — tak jest — dałem słowo, nie wchodzę w to, czy rozważne. Zmiłujcież się nademną, dajcie mi się rozmyślić.
— Wcale nie! po co te rozmysły! żadnych już teraz przedsiębrać nie pora — słowa należy dotrzymać.
— Ale ja w téj chwili ruszyć nie mogę... nic nie skończono...