Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/478

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

porwał, wyprostował jak struna, przetarł oczy i podbiegł do Zdzisława.
— Jaśnie państwo czekają na jaśnie pana w dworku.
Hrabia popatrzał na zegarek.
— Zmiłuj się! już po dwunastéj.
— Jaśnie pani mówiła — choóby o drugiéj, żeby jaśnie pan był łaskaw na minutkę... bo listy przyszły, czy coś...
Trochę się namyśliwszy, Zdzisław z musu poszedł milczący za groomem.
Z daleka już widać było, że się jeszcze w oknach świeciło... Chłopak zapukał do drzwi, otwarto je natychmiast po cichu... W pokoju na lewo, przy świecach, z cygaretką w ustach, w wieczornym stroju, siedziała nad książką pani Robert’owa, widocznie oczekująca na swą ofiarę... Rzuciła natychmiast powieść francuzką, którą miała w ręku, i cygaretkę z nią razem, i żywo podeszła ku drzwiom.
— A! przecież!... aleśmy tak długo czekali... wieki... Alfowi kazałam się położyć spać. Biedne chłopię zmartwione, niespokojne, lękam się żeby mi nie zachorował.,. Niech choć odpocznie...
Wskazała ręką miejsce na kanapie Zdzisławowi, który stał uparcie.
— Siadaj...
— Ale już po północy — przyjdę jutro.
— Cóż znowu! po północy, któż liczy godziny!