Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ktach i czuć ku niemu pogardę? W oczach własnych zasługiwał na nią.
Dopóki był pod panowaniem matki Alfonsa, ulegał urokowi jéj; tracąc ją z oczu, odzyskiwał siebie samego — dziwił się sobie, oburzał... Wszystko to zdawało mu się snem jakimś niezdrowym, bolesnym... Wejrzenie Herminii wywoływało rumieniec; dziewczę to ciągnęło go ku sobie jakiémś uczuciem nieznaném. Nie była to pewnie miłość, ale fascynacya jakaś niepojęta. Widział w niéj wyższą istotę jakąś, niezrozumiałą dla siebie.. Nie dziwił się Alfowi, pytał tylko, czy ten młodzieniaszek ledwie rozpowity i niezupełnie rozbudzony, godzien był takiéj kobiety, co jak natchniona wieszczka na świat patrzała? Mogłyż się z sobą pogodzić ta niemal niewieścia natura Alfa, z prawie męzką Herminii naturą??
— Życie obfite w zagadki! westchnął po cichu. Któż zrozumie sympatie i wstręty? Wszak mogą się czuć pociąganemi umysły, a odpychać serca — mogą się ku sobie wyrywać dłonie, a nie rozumieć usta!
Zdzisław przy niej wracał do młodzieńczych poetycznych dni swoich, po których nosił żałobę, teraźniejszość truła go wygodną i pieściwą prozą życia.
Miałożby się wszystko na sybarytyzmie bez drgnienia serca zakończyć?