Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rozmyślał tak, gdy Puciata się zbliżył do niego.
— Miałem list od Porowskiego w odpowiedzi na ten, który do niego pisałem, rzekł — kłania się hrabiemu on i panna Stanisława...
Wspomnienie Wólki i jéj dobrych serc przyjacielskich rozczuliło Zdzisia... ta woń od Samoborów odżywiła go...
— Cóż piszą więcéj? co więcéj? zapytał...
Puciata ustami krzywił, jakby mu to ciężko przyszło wypowiedzieć.
— Są nowiny — są — osobliwe — i niedobre — nie — począł z wolna... Nad stryjem hrabiego palec boży...
— A! cóż takiego? podchwycił Zdziś zdziwiony mocno.
— Dzikie to stworzenie snadż chorowoło na jakieś pojęcia fałszywe o wychowaniu dzieci i miało się za rozumniejszego od innych... Nie kazał ospy szczepić swoim i podobno wszystkie potracił...
Zdzisław drgnął i zamilkł.
— Wszystkie? zapytał.
— Porowski mi pisze, że żadnéj ocalenia trzeciego nie było nadziei...
Zamilkli. Zadumał się hrabia. Nie żal mu było człowieka, co go tak nielitościwie pokrzywdził, ani się téż cieszył z jego niedoli; chodziło mu mimowolnie po głowie, że Bóg może jeszcze przywrócić