Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zdziś gorąco zaczął bronić i wychwalać przyjaciela; Żabicki umilkł wprędce, spojrzał na zegarek i pożegnał...
Po wyjściu jego jakiś czas hrabia chodził zamyślony po pokoju, zdawał się nierad sam z siebie.
Na dziesiątą wypadał odczyt jakiś, od którego się uwolnił. „Jednym mniéj lub więcéj, nic nie znaczy!“ wytłómaczył się sam przed sobą.
Czas był bardzo brzydki. Alfons mu wczoraj pożyczył nowego romansu Dumasa, siadł go czytać i zatopił się w nim cały. Biła dwunasta, gdy na wschodach dały się słyszeć kroki, po których poznał Zdziś przyjaciela. W istocie wpadł Alfons i rzucił mu się na szyję śmiejąc i śpiewając...
— Jestem najszczęśliwszy z ludzi! zawołał...
— Cóż — Herminia?
— A! nie! nie! odebrałem wiadomość, matka moja przybywa dziś. Zdrowie jéj wymagało porady lekarza, zabawi tu kilka miesięcy. Poznasz ją, to anioł! Dziś wieczorem jedzie, zna cię z listów moich, zapraszam na wieczór do niéj...
I wnet zmieniając rozmowę dorzucił Alfons, iż koniecznie musi ją zapoznać z Puciatami — aby jego Herminię ukochała...
Ponieważ do wieczoru wiele miał jeszcze oblecieć kątów, aby matce najęte przygotować mieszkanie, pożegnał więc prędko Zdzisława, zamawiając go na wieczór do siebie. Apartament pani Robertowéj przytykał do synowskiego. Szczęśliwie się tak