Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znaleźć jak najdogodniejsze miejsce. Zdzisław usunął się trochę na bok, aby uniknąć przenikliwego wzroku Majaka...
— Cóż na porządku dziennym? odezwał się pan Sylwester... Szanowne zgromadzenie...
— Pić będzie herbatę — rzekł uśmiechając się Alfons...
— Z przekąską — dodał Sylwester — to nie ulega wątpliwości, ale z akompaniamentem duchowym... brzmiących słów i gorących rozpraw. O czém?
— Zostawiamy wam jako najstarszemu wybór przedmiotu — odezwał się kłaniając Roszek. Pedant jakiś chce nam tę odrobinę swobody, którą tu mamy, zatruć zaraz jakimś żelaznym programem.
Majak się rozśmiał...
— Pan Samoborski, rzekł zwracając się do Zdzisława — na jaki wydział myśli uczęszczać?
— Jeszcze dotąd stałego postanowienia nie mam...
— Na węzełki pociągnąć! dodał bursz.
— Prawiebym to gotów uczynić — przerwał Zdziś, gdybym... gdybym się nie lękał ironii losu. Sobie nie bardzo wierzę.
— Los bywa nie głupi — wtrącił Majak... ale w uniwersytecie jak u zastawionego stołu, trzeba pytać apetytu ku czemu prowadzi...