Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A jeśli apetytu zgoła nie ma? przebąknął Zdziś.
— Choroba, na którą się leczyć trzeba — wtrącił Roszek...
— Apetyt przyjdzie — odezwał się Majak; a tymczasem jak w chorobie radzić się rozumowania, gdy instynktu braknie. O co idzie? czy żeby się uczyć i kształcić? czy żeby żyć...
— Myślę, że o jedno i o drugie, nieśmiało szepnął gospodarz.
— Czasem się oboje godzi z sobą, ale rzadko... począł Majak — lecz nadto poważnie coś argumentujemy...
— Jak się panom nowo przybyłym podoba miasteczko? spytał nagle Roszek... spoglądając po dwóch paniczach.
— Ja go wcale nie znam — odparł Zdziś.
— A ja bardzo mało..
— Dziura, rzekł aforystycznie Majak, ale się w dziurze uczyć można... szczególniéj ktoby musztry chciał... bardzo łatwo... od czasu Fryderyka W., który Prusy zrobił wielkimi koszarami...
— Masz, już z polityką jedzie — wtrącił Roszek... nieznośny...
— Berlin niesłychanie prozaiczny mi się wydał, rzekł Zdziś — miasto jak z igły, nie ma nic nudniejszego w świecie...
— Czy pan na poezyę chorujesz? zapytał Majak; żalby mi pana było szczerze, bo nie ma na