Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wręczając list z wielką pieczęcią pokapany lakiem... Powiadam wam, do rany go przyłożyć, choć się wyda nieraz szorstkim i ma swe wybryki. Czuć w nim i kapitana artylleryi, i professora matematyki, i starego szlachcica... Czy się wam przyda na co, czy nie, zawsze jaka taka pomoc i punkt oparcia...
Zdzisław przyjął list z wdzięcznością wielką, miał teraz mało stosunków i niewiele ludzi coby się do związków z ich domem i obowiązków dla niego poczuwali.... Wprawdzie dwaj bracia nieboszczki hrabiny osiedli gdzieś byli za granicą, ale o tych Zdziś nie wiedział nawet z pewnością gdzie mieszkali. Rachować na nich ani było podobna, gdy od lat wielu, za życia hrabiny Julii, nigdy się do niéj nie zgłaszali.
Ów więc ex-kapitan i ex-professor, pan Kajetan Puciata, gdyby się go wynaleźć udało, mógł się bardzo przydać, choćby dla przestrzeżenia o wąwozach i dziurach na nieznanéj drodze, w obcym kraju.
Zdziś na przemiany sieroctwem się trapił i upijał. Nikogo! samemu trzeba było obmyślać wszystko, robić, służyć, kierować. Uśmiechał się gorzko! Wydawało mu się to impertynencyą losu, który tyle obiecawszy, nagle zbankrutował. Powinien się był upamiętać przecie? Wzbijała go w dumę ta próba, która w jego przekonaniu długo trwać nie