Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w proch i gruz się obróci. Chciałem browar zrobić z pałacu... nie! zrzucę go! zrzucę, zbiję, obalę... Ogród zaorać każę, drzewa wyciąć w pień.
— Lepiejbyś pan uczynił sprzedając — wtrącił jeden z urzędników: tak pan sam sobie krzywdę wyrządzisz...
— Gdybym znalazł Cygana, szuję, łotra... przybłędę, coby miał pieniądze, kto wie? Komu innemu nie sprzedam — mówił Samoborski. Chcę takiego, coby obrzydził i zniszczył.
Ledwie go powstrzymano od tego, by familijnych portretów natychmiast na kupę je zrzuciwszy nie spalił, tą uwagą, iż prawo jeszcze o własności ich rozstrzygać musi. Zdarte ze ścian, zrzuconona strych.
Z każdym dniem odchodzili ludzie ze służby, garbus sam kończył z nimi rachunki, przy żadnych nie obeszło się bez kłótni — gromadnie opustoszali Samobory. Mała garstka zostawała przy hrabinie, któréj stan ciągle był jednakowy. Doktor wątpił bardzo, ażeby kiedy przytomność odzyskać mogła. Ustały tylko gwałtowniejsze objawy, a w ich miejsce przyszła symptomatami nerwowemi, wyciąganiem i krzykiem przerywana melancholia milcząca. Rachowano tylko na powrót Zdzisława, na widzenie się z nim. Panna Róża na zapytania nie odbierała odpowiedzi, odwracała się ku niéj, patrzała, słuchała i nie mówiła słowa. Przez sen tylko wyrywały się z jéj ust wyrazy niezrozumiałe, jakby skargi i modlitwy.