Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Razem z nim przybył lekarz z miasteczka, którego natychmiast do hrabiny zaprowadzono. Stan jéj wcale się był nie zmienił, leżała jęcząc i śmiejąc się — w nerwowych paroksyzmach, których nic powstrzymać nie mogło. Dwie służące napróżno starały się ją od gwałtowności powściągnąć. Zrywała się jakby biedz chciała... to opadała bezsilna i omdlała... Na nieszczęście i medycyna w takich wypadkach niewiele ma do czynienia. Lekarz mógł tylko pokierować troskliwym ratunkiem... Uspakajających jego wyrazów hrabina nie zdawała się rozumieć... równie jak zaklęć panny Róży... która na chwilę od łóżka nie odstępowała.
Gdy lekarz przepisawszy co mógł, wyszedł z wyrazem znękania na twarzy do przyległéj sali, — prezes, który tam siedział, zapytał go o stan choréj.
— Nie umiem panu odpowiedzieć — rzekł z uczuciem stary przyjaciel domu — takie ciosy czasem zabijają, niekiedy w błogosławiony sposób pamięć i przytomność zabiorą na wieki... Im wrażliwsza natura, tém straszniejsze skutki.
Z bocznego pokoju przez drzwi jęk i śmiech dawały się słyszeć chwilami... Około godziny dziesiątéj dzwonki na gościńcu dały znać o nadjeżdżających urzędnikach i panu Sebastyanie.
Garbus jechał wielkim wozem węgierskim, wysłanym wygodnie do podróży — i z dala dostrzedz go było można rozglądającego się po pięknéj okolicy z uśmiechem zwycięzkim. Na koźle siedział z ko-