Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Byleśmy tylko pozory lojalności zachowali — dodał — zresztą koncesye otrzymamy... muszą je dać — ja w tem.
— Jakie koncesye? szydersko spytał Troiński — koncesye? na co? komu?
— Rozumie się — krajowi!!
— A! myślałem, że na koleje i banki — rzekł śmiejąc się złośliwie młodzieniec — bez tych się obejść możemy.
— A! tak, zapewne — odparł hrabia — zapewne — chociaż i te nie są do pogardzenia. Gdy się zbogacają indywidua, kraj na tem zawsze zyskuje. Z nieprzyjaciela co się da udrzeć — to dobre.
— Jakto! z nieprzyjaciela? zapytał Troiński, z nieprzyjaciela?
Panter się za język ukąsił i rozśmiał.
Lapsus Linguae.
Z tym Troińskim nie szła jakoś rozmowa. Wyściskawszy go więc, captando benevolentiam, hrabia zamyślał odchodzić, gdy Paschalski się rzucił ku niemu i odprowadziwszy do drzwi, rzekł w progu:
— Przepraszam pana hrabiego, miałbym słówko — ale na osobności, w jego mieszkaniu.
Twarz Pantera zdradziła niepospolite zakłopotanie, skłonił się jednak i prosił z sobą na górę.
Paschalski wszedł dając sobie tony spoufalonego z wielkim światem człowieka.
— Panie hrabio, rzekł z cicha, gdy się znaleźli w mieszkaniu jego, ludzie jesteśmy — mniej więcej z jednego — z jednej — z jednych! — sfer towarzystwa.
— Mniej więcej, z naciskiem podchwytując powtórzył hrabia — tak — mniej więcej.
Niezważając na to złośliwie powtórzenie, Paschalski otarłszy twarz, po obiedzie jakoś transpirującą zbytnio, mówił dalej:
— Możemy być otwarci z sobą — Jouons-cartes sur table. Pan hrabia przyspieszyłeś tu przyjazd