Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stukał. Służąca była sama, wyszła do niego ze szczotką na ramieniu.
— A kogo to panu potrzeba?
— Pani Wolska?
— Pani Rejentowa na mszy św. — o tej godzinie zawsze u fary...
— Długoż to potrwa?...
— Bóg święty wiedzieć raczy, może będą suplikacye i Przed oczy...
Ruszyła ramionami.
— Albo to ja mogę obrachować.
— Moja panno — odezwał się Wojtuś — jestem dawny pani znajomy, przynoszę jej ukłon od syna... dajże mi gdzie spocząć, póki nie nadejdzie...
Z pewnem niedowierzaniem przypatrzywszy mu się, sługa milcząc zaprowadziła go do obszerniejszej izby, podała mu krzesło i odezwała się głosem nakazującym:
— Tylko niech pan nic nie przewraca, bo się jejmość gniewa za to... a potem powie, że ja...
Wojtuś się rozśmiał i obiecał być grzecznym.
Miał czas przypatrzeć się ciekawemu pokojowi Rejentowej, który mu dawne przypominał lata, bo się w nim nic nie zmieniło od wieku. Czyściuchno tu było ale ubogo. Podłoga wymyta, dwoma drożynami z szarego płótna zasłana... w ma-