Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby patrzeć potem na stopniowe rozwijanie się tego kwiatuszka.
Od Riebów nie było żadnej wiadomości, z Poznańskiego także, nikomu jednak nie było tęskno oprócz Wolskiego, który chciał już rozpocząć życie pracy, męcząc się tem, że był dla Wojtusia ciężarem. Ile razy mu to powtarzał, garbus się śmiał. — Widzisz, że ja dla siebie nie wiele potrzebuję i mam aż nadto... nie łamże sobie głowy dzieciństwem.
Dziwny jest czasem w życiu ludzkiem zbieg okoliczności, trafu czy Opatrzności, któremu tak się zdumiewać można jak owej kuli Dąbrowskiego, co się zatrzymała na książce, którą pod mundur włożył przed bitwą. Jedno ocala lub gubi i to jedno przychodzi w danej godzinie jakby niewidzialną popchnięty dłonią pionek na szachownicy. Tydzień już upływał takiego życia a Wolski miał już do pomocy niańkę przybyłą z Poznania, nie młodą kobietę, która się do dziecka przywiązała serdecznie, bo całe życie nawykła była nosić podobne jemu istoty na ręku a teraz przez kilka miesięcy nie miała zajęcia. Śpiewem więc rozlegał się pokoik i Wolski nauczywszy piastunkę ostrożności, mógł wyjść przynajmniej chwilę świeżem odetchnąć powietrzem. Cylius przychodził regularnie