Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szanowna pani — uśmiechając się dodał doktor, być zjedzonym przez najpiękniejszego lwa czy panterę, jest to zawsze być zjedzonym.
Z ukosa spojrzał na Wolskiego, gdyż ten mu żywo przedstawiał to szczęście, o którym mówiła baronowa...
— Dajmy pokój tym drażliwym przedmiotom — cicho i nie śmiało wtrącił Wolski... — mówmy o czem innem.
Z drugiego pokoju wszedł chłopczyk właśnie, który mógł nastręczyć przedmiot nowy tak pożądany.
Był to najstarszy synek Wolskiego Fryc, którego on doktorowi przedstawił, szepcząc po cichu, żeby się do niego po polsku czasem nie odzywał, bo ani słowa w tym języku nie rozumie.
Chłopak był przystojny, a jako ulubieniec mamy dosyć śmiały.
Gdy garbus się nim zajął, baronowa z Arnheimem zaczęła coś szeptać po cichu i śmiać się.
Fryc bez ogródki oświadczył na pytanie, czemby sobie być życzył, iż chce być żołnierzem i bohaterem, jak ten, którego imię nosi...
Wojuś milczał — zrobiło mu się dziwnie smutno, z wyrazu jego twarzy Wolski to odgadł i oczy spuścił. Osamotniony, oto-