Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czony innemi ludźmi o wielu rzeczach zapomiał, wiele się w nim zatarło, które jeden teraz wyraz, spojrzenie boleśnie z duszy wyrywało i stawiło przed sumieniem.
Baronowa zawiązała znowu rozmowę.
— Spodziewam się — rzekła — że pan zmuszony mieszkać w Berlinie przez czas jakiś, częściej nas zechcesz odwiedzać, my z drem Arnheimem nawrócimy pana.
— Albo ja państwa! — zawołał Wojtuś. Z tej naiwności Polaka Arnheim się zaczął śmiać a doktór także... Śmiali się wszyscy z tej dziwacznej idei, ażeby prawda mogła być tam, gdzie jest dziesięciu przeciwko dwóchset. Za argument mogły mogły wyśmienicie służyć pięści — zwycięstwo musiało zostać po stronie większości.
— Przyznasz pan — mówiła dalej Wolska — że Berlin w oczach rośnie na europejską stolicę — nie ma jak Berlin! dla mnie nie ma w świecie jak on... to dziś istotna inteligencyi stolica.
Wojtuś nic już nie odpowiedział... co pomyślał, tego powtórzyć nie możemy.
— Nie znajdujesz pan, że jest nawet piękny? — dodała baronowa.
— Jest to niezmiernie dawno uznaną prawdą, że w rzeczach smaku spierać się