Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samą, z jedną sługą... ja zwykle zastępowałem drugą.
Ona wychodzić nie może... Pieniędzy było mało, kredyt zachwiany... Muszę spieszyć do domu.
Łzami zaszły oczy Wolskiemu, gdy się żegnał. Wojtuś udawał wesołego, ale się wściekał na radcę komercyjnego i jego rodzinę, ścisnęli sobie dłonie.
— Do widzenia!!
Gdzie i kiedy, żaden się z nich nie domyślał...