Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego żartu i brawury! Kat ją wie! rzeka, choć ma minę, że pomyjami płynie, może mieć zdradliwe głębiny... Donnerwetter! utonąć w Sprei to i śmiesznie i niesmacznie... Zalane mieć gardło wszystkiemi brudami miejskiemi... Stój — niech cię kaci porwą...
Wołał jeszcze oburącz trzymając się łódki, w której głąb padł był także ospowaty, gdy Hänschen nie zważający na nic, w chwili, gdy miał już pieśń burszowską zanucić, stracił równowagę i na wznak padając głową, w wodę się zanurzył... Rozprysnęły się szeroko fale, dwaj studenci pozostali o mało także nie wypadli i winni byli chwyceniu się łódki, iż przy niej zostali. Hänschen zniknął.
Sprea nad wszelkie spodziewanie była w tem miejscu głęboką...
Krzyk przerażenia wyrwał się z piersi towarzyszów...
Na chwilę roztwarta paszcza wody zamknęła się za szalonym chłopakiem... W chwilę potem ręka jedna i głowa pokazały się nad powierzchnią wody... widać było wysiłek próżny tonącego... zniknął powtórnie... przechyloną łódkę prąd wody zwolna unosił od miejsca, w którem się to stało.
Przechodzący, którzy patrzyli z brzegu, poczęli krzyczeć i nawoływać — kupka ludzi ciekawych, ale do ratunku nie ocho-