Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i fantazyi a zimnej kąpieli nie życzyli sobie oba.
— Kto mój przyjaciel, za mną! Fryc, widzę tam leżący drąg, który posłuży nam za wiosło — daj mi go tu!
Z wielką trudnością tłusty Fryc podjął leżący obłocony drąg i unosząc go do góry, podsunął Riebemu — sam jednak do czółna się nie spieszył. Ospowaty wejrzeniem rozkazującem wezwany, ostrożnie burt przestąpił i stanął, trzeci już nie mógł mniej odwagi pokazać od dwóch swych towarzyszów. Choć ociągając nieco i ostrożniej od nich wszedł do czółna.
Zaledwie się w niem pomieścić mogli. Hänschen kijem się o brzeg oparłszy, odpychał już wątłą barkę, która się na wsze strony wahała... Fryc na nogach nie mogąc się utrzymać, przysiadł... Hänschen stał... Czółno wydobywało się na mętne wody Sprei, której pęd zaczynał go unosić... lecz niedosyć starannie rozłożony ładunek na jedną stronę tak przeważał, iż woda zaczynała zaglądać. Fryc rzucił się w przeciwną gwałtownie tak, że ztąd znowu zajrzała woda... Łódka się ustatkować nie mogła, a butny Hänschen wcale jej pokierować nie umiał. Tymczasem coraz dalej odbijali od brzegu...
— Stój! stój! — krzyknął Fryc — dosyć