Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przeprowadzić gawędkę na mieszkanie, gospodynię i — jej córkę, bo począł utyskiwać na niedogodności lokalu. Cymerowski, jak mówił, znajdował że był drogi. Chciał o tem pomówić z gospodynią.
Jordan dumał, nie odpowiadając.
— A ty, nie poznałeś się bliżej z Herzową — spytał — możebyś mógł służyć za pośrednika.
— Z Herzową? — przerwał Jordan. — Poznałem się i owszem, a gdybym nie unikał jej, baba by mnie zanudziła, bo, zapewne sobie wyobrażając, że mam tu wpływ jakiś, bardzoby mnie sobie rada pozyskać. Dwa razy napoiła mnie kawą.
— Byłeś więc u niej? Ma familię? — zapytał Floryan.
Klesz, który na wylot znał przyjaciela, jakby uderzony tem pytaniem spojrzał nań.
— Słuchajno — odparł z miną mentora — pytasz ty, mnie o familię; jakże to być może abyś ty — babiarz niepoprawiony, nie wiedział że ma córkę, gdy ta jest młoda i ładna?
Zarumienił się Małdrzyk i przybrał prawie zagniewaną minę. W oczach Klesza pogorszyło to jego sprawę, zrodziło podejrzenie.
— Zkądże chcesz — krzyknął Floryan — żebym wiedział te szczegóły?
Jordan ciągnął dalej z szyderskim spokojem:
— Jeżeli ci są nieznane, służyć mogę informacyą, zasiągniętą w czasie picia kawy, w gute