Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łem — zawołał Filip. — Z przepisywania na obiad nie starczy.
— Cóż obiad kosztuje?
— Hm! — rozśmiał się Żyrmuński — robotnik prosty wyżywia się za trzy srebrniki, resztę dopełniając piwem i cygarem.
Zadumany znów głęboko Jordan, zapytał nagle:
— A chleb po czemu funt?
Filip odpowiedzieć nie umiał.
— Na suchy chleb jeszcze nie zszedłem — rzekł po chwili.
Uparł się Klesz, złapanego znajomego prowadzić do p. Floryana.
— Jest nawet tego potrzeba — odezwał się. — Właśnie Florek chce się dla córki kazać fotografować.
— Mogę być pomocą w tem — rzekł Żyrmuński — ale mnie z waszego fotografowania się nie przyjdzie nic, bo ja jestem w służbie u fotografa.
Wlekli się tak do Christianstrasse. Przez zapuszczone w oknach mieszkania story, widać już było u niego światło. Domyślać mogli się towarzystwa, bez którego nie obchodził się Małdrzyk. Zawahał się nieco Filip, lecz dał w końcu pociągnąć.
Z przepokoju słychać już było gwar wesołej rozmowy.