Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/535

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i wino, ze znajomością rzeczy dobrane zostało. Małdrzykowi miejsce dała panna Pelagia przy sobie, z drugiej strony posadziwszy prałata, a przy nim Klesza. Wypadło więc z tego że ona więcej zabawiała sąsiada po lewej stronie niż po prawej, Jordanowi zostawując staranie o nim.
Klesz bardzoby był rad podsłuchać o czem ze sobą żywo a cicho mówili gospodyni i Florek, lecz dochodziły go tylko urywane wyrazy: — serce, przywiązanie, boleść, sympatya — i ogólniki z których niewiele wywnioskować było można.
Melancholiczny, uczuciowy ton zdawał się przemagać. Małdrzyk dał sobie wina nalewać pięknej rączce gospodyni — i — pił je, zapominając się. Twarz zbladła zarumieniła się mocno. Klesza to trochę nastraszyło, lecz znaki dawane zostały niepostrzeżone.
Po obiedzie, p. Pelagia krótko tylko zwróciwszy się do prałata, któremu sama kawy czarnej przyniosła, znowu się zajęła nieszczęśliwym, wyprowadziła go na przechadzkę po saloniku, a nawet weszła z nim na chwilę do drugiego pokoiku, aby mu coś pokazać.
Jordan coraz mniej rozumiał Małdrzyka.
W parę dni, nie opowiedziawszy się przyjacielowi, przed południem, gdy Klesz poszedł sobie kupić cygar — Małdrzyk zniknął. Tym razem nie obudziło to już takiego strachu. Jordan się domyślał odwiedzin na plantacyach. Nie przewi-