Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wem, ale on z niego spodziewa się choć porządną zrobić chatę. Widząc ojca ożywionym i Monia się ucieszyła. Lasocka słuchając opowiadania humorystycznego p. Floryana, zamilkła strwożona.
Rozpoczęła się zaraz nazajutrz robota, najmowanie i wysyłanie drogo najętych rzemieślników. Małdrzyk trzeciego dnia sam chciał jechać, ale jeść nie było co, położyć się nie miał gdzie i na czem. Musiał czekać.
Monia wyglądała też przenosin z upragnieniem, Lasocka ze strachem. Stara Szląska, która się przyszła dowiedzieć co się dzieje, przeżegnała krzyżem świętym tę stronę w której leżała dzierżawa i — powszedniego dnia którego obiecała ich odwiedzić. Trochę życia wstąpiło we wszystkich, chociaż różne ono było, i mało komu pociechę przyniosło. Floryan gorączkowo, niecierpliwie się zajmował, ale w najwyższym stopniu niepraktycznie. Lada nie sprzeciwiał mu się, więcej zajmując Monią niż dzierżawą, ku której wstrętu swego nie ukrywał.
Pocichu starał się przynajmniej małemi wygódkami, które obmyślał do mieszkania Moni, uczynić je znośniejszem. Ani ona, ani Lasocka, nie znały przyszłego tego wygnania, które Florek tem czarniejszemi malował barwami, aby później pochwalić się mógł tem co tu zrobił. Przejęty swoją czynnością Małdrzyk ogromny list o tem