Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

więc usunięto się od pośredniczenia w tej sprawie.
Pocichu Szląska namawiała Lasockę, aby Małdrzyka zaprowadziła do kościoła i skłoniła do zamanifestowania swej gorliwości religijnej. Lasocka podjąć się tego nie mogła. Małdrzyk miał w duszy wszczepioną w rodzicielskim domu i wychowaniem wiarę, nie wyrzekł się jej, lecz życiem zobojętniał. Nawet córka, która była pobożną i szukała w tem pociechy, nie umiała go skłonić do jawniejszego i częstszego nabożeństwa. Modlił się pocichu — zdawało mu się świętokradztwem uczuciem takiem frymarczyć i z niem się popisywać.
Szląska już nic nie obiecywała, milczała, przypatrywała się Moni, pieściła ją, obiecywała się modlić, uczyła ją najskuteczniejszego nabożeństwa i odchodziła zapłakana.
Zwracała się często do Lasockiej niespokojnie dopytując ją, czy się co nie znalazło, czy nie mieli jakich widoków. W staruszce jakby ciężka jakaś walka się odbywała, tak gorączkowo rzucała pytania, wpadała w zamysły.
— Moja dobra pani — rzekła jej raz wreszcie Lasocka, my tu podobno w mieście siedzimy napróżno, a ta biedna Monia coraz gorzej po nocach kaszle, bo jej powietrze miejskie nie potemu.
P. Mieczysław szuka, szuka dzierżawy. Zna-