Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oględny i niechętny do wydawania grosza, którego dla siebie dużo potrzebował, podejrzliwym był i w początku list rzucił, nie mając nawet zamiaru odpowiedzenia nań. Ciekawość w ostatku przemogła. Mając stosunki bardzo arystokratyczne i dawną znajomość z kasztelanem, p. Ksawery napisał do niego żądając informacyj, o tym, jak go w liście nazwał — samozwańcu.
Kasztelan, jakeśmy widzieli, miał właśnie najlepsze dowody że Małdrzyk samozwańcem nie był, lecz od tego czasu, gdy go poznał, lat wiele przepłynęło i plotek też wiele dostało się do uszu staruszka.
Część emigracyi, z którą Floryan miał stosunki nie zbyt bliskie, kosem nań okiem patrzała. Wiedziano że się plątał po cyrkach, że miał jakieś podejrzane przyjaciółki, że się jakoby chciał żenić z kobietą płochą, że grał i zgrywał się na giełdzie — słowem wszystko to co Małdrzykowi szkodzić mogło. Stary kasztelan więc odpisał oględnie, nie potępiając, lecz też nie zalecając człowieka, który w jego przekonaniu na twardy los, jaki go spotkał, zasłużył. Konserwatysta i mąż pobożny bardzo, nie był kasztelan pewnym, czy Małdrzyk nie należał do radykałów i demokratów, owszem podejrzywał go o to.
Wszystko to odbiło się w liście, pomiędzy którego wierszami stało więcej i domyśleć się było łatwo, niż sam list zawierał.