Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/409

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

su, myśląc jakie będzie z Monią powitanie, poznawszy także głos p. Perron, nieco ochłódł, widząc że się przypóźnić musi, będąc zajętą na dole.
Sprawa ta jakaś sporna, nie ustawała, ludzie biegali ciekawi schodzili po schodach na dół, trzaskano drzwiami; gospodyni wydawszy jakiś rozkaz głosem podniesionym zamilkła — krzykiem jej odpowiedziano, powstał tamult na dole i bramę odźwierny z hałasem zamknął. Nastąpiła chwila ciszy, ale z ulicy krzyk pod oknami parę jeszcze razy przerwał milczenie.
— Przyznam się panu — odezwała się Lasocka — że jeżeli tu tak zawsze hałasują, to dla chorego niebardzo wygodnie.
— Ale, to jakiś osobliwszy wypadek, nigdy się niepodobnego nic trafiało, od kiedy tu jestem.
Spokój przywrócony został, szeptano znowu, gdy drzwi się otworzyły i — ta, której przybycia tak się obawiał Małdrzyk, weszła blada i pomięszana.
Widać było że się do tego spotkania przygotowała, bo była inaczej ubraną niż zwykle; wdziała suknię czarną, na szyję koronki, łańcuszek jakiś paradny, broszę złotą i rękawiczki. Chciała się wydać dystyngowaną, lecz maleńka jej, ruchawa figurka, fizyognomia więcej mająca dowcipu i życia niż powagi, ze strojem tym się nie godziły.