Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

myśl przekonać się jak po podróży wygląda, przyczesał najeżone włosy, poprawił odzienie, zawiązał chustkę rozplataną.
P. Ewelina z siostrą czekały go na dworcu kolei, gdyż zawiadomił je o swem przybyciu. Pochwycił rękę narzeczonej i szedł z nią, z taką dumą patrząc na świat, jak gdyby — zdobył więcej niż jedno stęsknione do przywiązania serce kobiece.
U pp. Jourdanów, gdzie oboje staruszkowie oczekiwali na niego, nie było końca opowiadaniom i rozmowom. Lecz zmartwili się wszyscy tą wiadomością że Jordan musiał jeszcze do Paryża powracać, choć — nie mówił im o istotnej przyczynie tego nadzoru nad przyjacielem.
P. Ewelina usiłowała dowieść że poświęcenie to było zadaleko posunięte, lecz widząc że się zasmucił, zamilkła.
Nazajutrz pobiegł Klesz do Mamów, usiłując się im wytłómaczyć. Byli wielce pobłażający, byle przyrzekł powrócić, a że u korekt było go kim zastąpić, dano mu redaktorską robotę do Paryża-
Daleko trudniej było się porozumieć z p. Eweliną, która się obawiała jeśli nie zerwania stosunków, to ich ostygnięcia. Zwolna jednak potrafił, ją przekonać Jordan, że się nie nie miała czego obawiać i sam wniósł aby termin ślubu naznaczyć i wstępne o to poczynić starania.
Zabawiwszy dni parę Jordan się wybrał po-