Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeszcze parę miesięcy — zawołał — a będziesz pan mógł pójść walca! Na konia siadać nie życzę, choć ludzie i w tańcu nogi łamią, miałem tego przykłady.


Listy panny Eweliny, bardzo obfite, bo nie było prawie dnia, w którymby karteczki od niej nie odebrał Jordan — tęsknie nawoływały go do powrotu.
Lękał się odstąpić przyjaciela — gdyż — choć Florek wahać się zdawał jeszcze — w niebytności czujnego stróża, mogło coś zajść niedającego się naprawić.
Z oczów pani Perron czytał Klesz niecierpliwe rozdrażnienie, i jakby oczekiwanie tylko na chwilę pomyślną, dla doprowadzenia do skutku małżeństwa. Bliższe przypatrzenie się stosunkom dawało mu pewność że wdowa wszystkie siły i starania kierowała ku temu. Jordan był jej na zawadzie.
Nie przeciwiąc się przyjacielowi umiał on, napozór obojętnemi uwagami, powstrzymywać Floryana i zmuszać do namysłów.
Kilka razy dłużej rozprawiali o tem jakby można, choć na kilka tygodni, sprowadzić tu Monię, dać jej trochę poznać świat, a nadewszystko widzieć ojca.