Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyrwanie się z kraju, nawet z pomocą życzliwego marszałka, przygotowania do niego, niemało czasu zabrać musiały.
Należało rachować i na niedoświadczenie starej Lasockiej, która dłuższych podróży nigdy nie odbywała i wiele omyłek popełnić musiała.
Miał więc czas Jordan zwolna przyjaciela przygotowywać do tej smutnej razem i wesołej niespodzianki. Listy powierzone mu do czytania, miały posłużyć za temata do rozmowy o tem.
Gdy raz na pocztę rzucił odpowiedź swą, w której ogólnemi wyrazami doniósł o chorobie Małdrzyka — Klesz był już spokojniejszy.
Zrana witając go Florek, nie dostrzegł zmiany takiej na twarzy, któraby go niepokoić mogła. Spytał zaraz o treść listów.
— O! myślisz — odparł z udaną swobodą Klesz — że zadawnione dzienniki Moni mogłem na raz wszystkie odczytać? Gdzie tam — ledwie cząsteczkę ich wczoraj wydecyfrowałem. Pisze ładnie, ale ja tego ładnego pisania panieńskiego nie umiem dobrze czytać.
Nowego tak dalece nie ma nic. Śmiertelne nudy w Lasocinie u Kosuckich. Monia zdrowa, życie niezbyt przyjemne, tęsknota za ojcem zawsze wielka. Ah! — dodał Klesz — gdyby ją można ztamtąd wyrwać?
— Dokąd? — spytał Floryan, prawie z prze-