Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nawet prawa nie mam się z nią widywać, ani pisać do niej, a ona sama jeśli pisze to ukradkiem, i żeby nie poczciwe sługi stare...
Mnie czasem, gdy podjadę pod wioskę i przydrepczę pod dwór, wpuszczą pod okno jej — i tyle że się we dwie wypłaczemy.
Ratunku już tu innego nie ma — Bóg widzi — tylko abyś ją pan wziął, aby z tego piekła była wyzwoloną. Lepsza nędza, niedostatek, wszystko nad ten los, który oni dla niej gotują.
Zmiłuj się pan, obmyśl środki... jam, choć stara i chora, gotowa ją odprowadzić.
Najęłam pozawczoraj furkę żeby mnie podwiozła do marszałka i jemu wszystko, jak na spowiedzi wypłakałam, prosząc ratunku. Powiedział mi — a cóż ja mogę? — Kosuccy już i tak na mnie sarkają przed ludźmi żem ja ich nieprzyjaciel i że ich okłamuję przed światem.
Do ucieczki z ich domu — mówił — ja pomagać nie mogę, to darmo. Trzeba będzie pieniędzy na podróż — cóż robić — ostatnie dam, a więcej odemnie nie wymagajcie. Dziecka mi żal, a no, muru głowę nie przebiję.
Ratujcież nieszczęśliwą.
Ona pewnie nie napisze o tem, aby darmo ojcu biednemu, nie zatruwać i tak przykrego życia; opiera się ucieczce aby się nie stała ciężarem, ale, uchowaj Boże, ostateczności, ona to życiem przypłaci.....