Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na miłość Boga! — zawołała ręce przed nim składając — jeżeli panu miłem jest życie jego przyjaciela, błagam go, nie domagaj się widzenia z nim, nie mów nikomu... o chorobie. Taję ją, z powodu że lekarz nakazał spoczynek absolutny — nikogo ze znajomych, żadnej rozmowy, najmniejszego wzruszenia. Tylko tym sposobem możemy mu ocalić życie.
Micio słuchał — nie miał powodu niedowierzać — przyrzekł to czego po nim żądano, i dopytywać zaczął o stan Floryana, o chorobę i t. p.
Odpowiedź pani Perron była nadzwyczaj zręczną, taką na jaką tylko kobieta zdobyć się mogła. Prawda pomięszaną w niej była tak kunsztownie z dodatkami, które jej znaczenie zmieniały, że jednego od drugiego rozpoznać i wydzielić było niepodobna. Odmalowała mu stan Małdrzyka jako zawsze groźny bardzo, a łzy, do których ją usposabiało ciągłe rozdrażnienie, poparły te wyznania.
Micio troskliwy o oto aby przyjacielowi, któremu ostatnio pozostał dłużnym, nie zabrakło pieniędzy na kuracyę, pośpieszył z ich ofiarą.
Wdowa przyjęła ją, lecz razem zapewniła go że Małdrzykowi na niczem zbywać nie może dopóki ona ma grosz jaki.
Lada już się był dawniej wyrzekł wszelkich widoków na wdówkę, zrozumiawszy, iż go używała tylko jako narzędzia dla obudzenia zazdro-