Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kom! Gdzie teraz u kogo serce? Każdy myśli o sobie.
— Przecież nie wy — mówił Floryan, wyciągając ku niej rękę.
— Ja! ja! — mrzuczała gosposia. — To zupełnie co innego! Wiecie żem się do was od pierwszego dnia przywiązała i że wierną wam jestem. Prawda — są kobiety płoche, ale wówczas tylko gdy serce ich nie przemówi — a te raz uderzywszy wiernem zostaje, choćby je odpychano.
Małdrzyk i w skutek choroby i czując ile jej był winien — a jak go wszyscy opuścili — przywiązywał się do swej opiekunki i karmicielki.
— Mój Boże — mawiał czasami — kiedy ja mój dług jej wypłacę, nie mówię już o długu wdzięczności, ale o tem co winienem jej z powodu choroby.
— Proszę o tem nie myśleć — odpowiadała dwuznacznie wdówka — gdy będziesz zdrów, może się to jednem słowem opłacić wszystko.
Floryan, który tego jednego słowa nigdy wprzód przypuścić nawet nie chciał — teraz wśród nocy bezsennych widząc ją czuwającą nad sobą, pełniącą posługi wszystkie, myślał już nieraz, że inaczej jak oddając się jej cały, nie potrafi wywdzięczyć.
W jego oczach wszystkie jej wady, niedostateczne wychowanie, pewna płochość przynajmniej pozorna, obyczaje nieco gminne i rażące