Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kochany panie Moulin — rzekła drugiego dnia wieczorem gospodyni — proszę nie zważać na żadne wydatki. Niech kosztuje co chce, polak wyzdrowieć powinien i mieć nogę całą.
— Za nic nie ręczę — odparł doktór — oprócz że starań nie będę szczędził i zrobię co jest w ludzkiej i doktorskiej mocy. Dla pewności wezwę specyalistów z fakultetu, ale ich rady będą kosztować drogo.
— Zapłacę co każecie — powtarzała Perron.
Od pierwszego zaraz dnia, gdy cokolwiek oprzytomniała gospodyni, wydała rozkazy na dole.
— Nikogo nie przyjmować, ktoby się zgłosił do Floryana, nikomu nie mówić o przypadku.
Portyer miał polecenie — poprostu wypraszać — obojętnem:
— Nie ma w domu.
Zmiarkowała lub dowiedziała się od Floryana że o przypadku jego tak jak nikt nie wiedział.
Wchodziło to w jej przyszłe rachuby aby chorego odosobnić — aby go opanować wyłącznie. Listy, gdyby przyszły, sobie oddawać kazała.
Pierwszego dnia nikt się nie zgłaszał.
Małdrzyk, który w ciągu tych lat miał stałą posadę w cyrku a razem pełnił obowiązki przyjaciela przy miss Jenny, z którą był na przemiany bardzo dobrze i źle bardzo — w końcu poróżnił się był z Richardem, ostygł dla amazonki, przekonawszy się iż była istotą, w której sztuka zastę-