Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Poczciwy to człowiek, a w tych niepoczciwych czasach, rzecz rzadka.
Historyę acana dobrodzieja znam praeter propter, nie potrzebujesz sobie serca krwawić, powtarzając mi ją. Są źli ludziska — ale i dobrzy.
Widać że tam jednak opinia publiczna stronę acana dobrodzieja wziąść musiała, że ich sumienie ruszyło.
Naprzód donosi Marszalek, iż córeczka jego, delikatna, ale zdrowiu jej nic nie zagraża. Uczy się bardzo pilnie, roztropna nad wiek. Chwalą ją bardzo.
Westchnął kasztelan, dzieci czy wnuki własne na myśl mu przyszły i łzę, która się mu z powiek wykradała, otarł prędko.
— Oprócz tego marszałek mi przesyła... drogą pewną, obawiał się wprost do pana pisać i słać — bo oni się tam wszystkiego boją — pewną kwotę, którą mu się wydobyć jeszcze udało, tytułem ruchomości spieniężonych.
Małdrzyk lekkiego okrzyku nie mógł powstrzymać i uścisnął rękę kasztelana.
— Sumka ta — mówił starzec — jutro lub pojutrze będzie do dyspozycyi pańskiej. Jest tego trzy tysiące rubli... niewiele — ale — mój Boże — zawsze to coś znaczy. Jest za co ręce zaczepić.
Małdrzyk dziękował uradowany.
— Cóż acindziej porabiasz? — pytał stary.