Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

byłby poznał i domyślił się może, iż wdowa tym przyjacielem chciała obudzić w nim zazdrość i przyspieszyć to czego żądała... porozumienie się matrymonialne. Tak było w istocie — lecz Małdrzyk nie posądzał ją wcale.
— Znałem go niegdyś — odpowiedział Florek. Dawał sobie szczęśliwie radę na świecie. Grał dużo i wygrywał. Nie zbywa mu na sprycie, za statek ręczyć nie mogę.
— Ale wcale miły i energiczny — dodała wdowa.
— Podobał się? — spytał ciągle rysując Małdrzyk.
Wymówił to tak chłodno, że wdowa boleśnie dotknięta zerwała się z siedzenia.
— Widzę żeś nadto zajęty swoją robotą, pomówimy później.
Rzuciła nań wejrzenie pełne znaczenia i wyszła.
Nie była już pewną jak postępować miała, czy rozbudzać zazdrość, której wcale nie okazywał, czy starać się czułość w nim wywołać.
Gniewała się na niego... i na siebie — ale chłód ten zwiększał upór. Postanowiła rozważyć dobrze — jak dalej prowadzić rozpoczęte dzieło, nie domyślając się co jej zagrażało.
Jordan pisywał często — listy jego niepokojem o przyjaciela były natchnione. Zdawało mu się że sam przy nim być nie mogąc, powinien był