Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

może na nim uczynić wrażenie, Klesz cały list nią napełnił. W imieniu sieroty prosił go.
Małdrzyk rozczulony, niespokojny byłby się już cofnął może — lecz — wstydził się uledz. Przerobił swój list i najuroczystsze w nim dał zapewnienie iż żadnego kroku nie uczyni, któregoby Jordan nie uznał dobrym.
Obiecywał naostatek, że dla spokoju Jordana, dłużej nad parę miesięcy w hoteliku Marsylskim gościć nie będzie. List tak był czuły, serdeczny, ujmujący za serce, że Klesz zmiękł, pozostał w Tours — i Pana Boga opiece powierzył losy przyjaciela. Kapitan miał naglądać, a w razie, gdyby się o czem przez panią Durand i pannę Julię dowiedział, natychmiast mu donieść.
Przenosiny więc odbyły się bez przeszkody i z wielką dla Fioryana radością, gdyż każda nowość go bawiła. A było się w istocie czem cieszyć, bo wybrane dla niego mieszkanko przez dobrą przyjaciołkę, nie mogło się porównać do dawnego, zbrukanego, przyciemnionego i smutnego. Wdówka oddała co miała najlepszego i ogołociła inne pokoiki z tego co mogło tylko przydać się do przyozdobienia apartamenciku p. Floryana.
Składał się on z dosyć przestronnego i wesołego saloniku z oknami na ulicę, z alkowy przestronnej i przedpokoju, w którym mieściły się niewidoczne w ścianach szafy i chowanki. Fran-