Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I słaby jest dla nich, tak że go każda weźmie, która zechce. Szczęściem — mówił Klesz dalej — choć przystojny jeszcze, nie jest już młodym i — goły. Nie ma więc niebezpieczeństwa, aby go która chciała.
Kapitan palił swą krótką fajeczkę, przechodząc naprzeciw zwierciadełka spoglądał w nie, bo nawykł był do tego, chrząkał, spluwał i podumawszy — zakończył:
— Zatem na niedzielę — partie fine. Dobiorę wesołe towarzystwo, spuść się na mnie, no i starego kolegę Tatianowicza doprzęgę. Śpiewa piosenki i ma niewyczerpany zasób anegdot. Z kościami poczciwy.
Ułożono się na niedzielę — i Jordan poszedł oznajmić o tem przyjacielowi, nie przyznając się że sam to ukartował, ale składając na kapitana.
Małdrzyk z początku nieokazał ochoty. Lepsze suknie ukradziono mu w Dreznie, oporządzić się w Paryżu nie miał jeszcze czasu, choćby à la belle Jardinière — wstyd mu było ladajako ubranemu wystąpić.
— My wszyscy będziemy w codziennych surdutach — rzekł Jordan — w niedzielę tylko kupczyki się stroją.
Floryan w końcu przystał na wycieczkę do Wersalu. Arnold dał im wiedzieć, że on zresztą towarzystwa czekać ich będzie w restauracyi koło kolei, gdzie wcześnie zamówi obiad. Brał zno-