Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ryżanka, mosanie — to niewiasta w całem znaczeniu słowa. Będzie szelma brzydka — a zechce zostać ładną — potrafi. Oczki bestyjce igrają, nóżka maleńka, rączka, którą pocałować nie ma odrazy — no i pogadać z nią — trzymaj się dobrze, aby cię z siodła nie wyrzuciła.
Floryan tej paplaniny słuchał uważniej nieco, postrzegł to Arnold i dobrze wróżył już o człowieku, który kobiety oceniać umiał. Nie lubił tych co ich nie kochali.
Butelka wina i absynt już były wypite — Jordan ziewał, kapitan wstał, rozpłacił się i odprowadziwszy ich do drzwi hoteliku, zadzwoniwszy aby im otworzono, dał dobranoc, wybierając się omnibusami dostać do dosyć odległego ztąd mieszkania.
— Jutro — rzekł Jordan — odpoczynek, pojutrze musimy coś zacząć.
Floryan nie odpowiedział na to, rzucił się, wdrapawszy na trzecie piętro coprędzej do łóżka i w śnie szukał zapomnienia życia.


Z dwóch tych rozbitków, z których jeden zdawał się nie mieć ani powołania ani usposobienia do pracy — właśnie zrozpaczony, dziwnym sposobem pierwszy znalazł zajęcie, stosunkowo nawet opłacające się i nieuciążliwe. Fabryka krewne-