Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ła wielkie i dowodziła, że pochodziła ze starej rodziny szlacheckiej. Tytułowano ją von.
Lischen mogła mieć lat dwadzieścia, słusznego wzrostu, wysmukła, rysy twarzy miała bardzo regularne i piękne, które szpeciła tylko pretensyonalnemi grymasami. Stroiła się mniej krzycząco i niesmacznie niż inne saksonki, troszkę mówiła po francuzku, opowiadała że była na pensyi i miała prawo zwać się „gebildeten“ wykształconą.
Śmiałą była bardzo i — jak się zdawało, niezbyt surowych zasad. Rodzinę miała podobno liczną, ale w dalekich pokrewieństwa stopniach.
W czasie gdy p. Floryan bywał codziennym gościem u Nababa, Lischen jeszcze znajdowała się tam na czele gospodarstwa. Później jakoś znikła nagle.
Widywał ją p. Floryan codziennie i był u niej w łaskach szczególnych. Wabiła go na rozmowę, prawiła o sobie, o pochodzeniu, krzywiła się przed nim na Nababa, którego grubianinem nieukształconym zwała. Małdrzyk łatwo się dający ująć lada wdziękowi kobiecemu, był z nią bardzo dobrze.
Lecz czasu pobytu na Bürgerwiese, Lischen choć zawsze bardzo czyściuchno i starannie ubrana, — występowała skromnie. Tu, na terasie z pończoszką jedwabną w ręku, ani ją było poznać tak pański miała strój i minę. Suknia jed-