Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

potrzebnie wykwintny i oblany do zbytku, do którego dołożyć musiał z kieszeni. Lecz wino i towarzystwo rozweseliło go chwilowo.
Nie mogąc się pogodzić ze swem położeniem, zawsze spodziewając się jakiegoś cudu, bo szlachta wierzy, że Pan Bóg dobrej krwi nie daje ginąć marnie — pod koniec obiadu Małdrzyk począł dowodzić — że.... z chwilowego ucisku wyjdzie zwycięzko.
— Zobaczycie — rzekł — nie przepadnę! jeszcze wam na wyjezdnem lepszy schmaus sprawię!!
Wszystko głupstwo.
Słuchając tego Filip posmutniał, Feder ramionami ruszył. Oba oni, mając zajęcia, pożegnali gospodarza prędko — i odeszli, zostawiając go z filiżanką czarnej kawy na terasie.
Poobiedni humor czynił p. Floryana romansowym po dawnemu. Obejrzał się czyby choć twarzyczki przystojnej nie zobaczył, któraby za deser poobiedni służyć mogła.
Właśnie gdy się z tą myślą oglądał — zobaczył dobrze znajomą Lischen — której na pierwszy rzut oka nie poznał prawie tak na korzyść była zmienioną. Owa Lischen należała do często przemieniającej się służby Nababa, wśród której zajmowała stanowisko wysokie, głównej Wirtschafterin — gosposi. Przez jakiś czas była w wielkich łaskach i dumnie się nosiła, gości Nababa ledwie nie jak pani domu przyjmując. Tony sobie dawa-