Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziejem, tak przyjaźń daje natchnienie i talent, nawet takim jak ja niezdarom“.
Mimo humoru wymuszonego, list był bardzo smutny. Kosuccy widocznie spalili mosty za sobą. O zwrocie Lasocina prawemu jego właścicielowi mowy nie było.
Z ustępu listu, którego nie przytaczamy, dowiedział się Floryan, iż co się tyczyło jego powrotu do kraju — ten całkiem był niemożliwym, chyba bardzo nierychło. Obwiniano go o monstrualne przewinienia, najcięższe kary ciągnące za sobą.
Dzień czy dwa Małdrzyk chodził zrozpaczony — lecz nie był to człowiek coby z takiego stanu wyjść umiał do energicznego jakiegoś kroku. Wrażenie pierwsze się zatarło, starał się wprost rozerwać i zapomnieć.
Dopóki by Jordan nie powrócił — miał przecie nadzieję. Część goryczy jaka mu się na sercu zebrała, wylał przed Nababem, który milcząco przyjął te wyznania, część Federom zaniósł, okazującym mu więcej współczucia. Lecz sama prowizorowa, swym rubasznym sposobem skonkludowała:
— E! jak Boga kocham, już się ztamtąd nie ma co spodziewać. To, przepraszam pana — łajdaki. Musi pan o sobie myśleć sam. Mając taką edukację! mój Boże!
Ta mniemana edukacya łudziła prowizorowę