Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pomimo to Nabab, który tu przepędzał część roku bez rodziny, sam, niekontrolowany przez nikogo — zmieniał bardzo często swą służbę żeńską, i przyjaciele jego mówili, że ją dobierał zawsze bardzo młodziuchną, świeżą i wdzięczną.
Oddalenie się Myślińskiego, który wiernie jak cień towarzyszył Nababowi, zostawiło po sobie próżnię dotąd niezapełnioną. Zobaczywszy Floryana, o którego losie wiedział, wielki pan wpadł na myśl przywiązania go do siebie. Człowiek był przyzwoity, szlachcic dobry, mówił po francuzku jak francuz, prezentował się w sposób dystyngowany — na dworaka lepszego wyboru zrobić nie było podobna.
W drodze na Bürgerwiese, gdzie Nabab miał wspaniały apartament na pierwszem piętrze pięknej nowej kamienicy — myśl ta dojrzała. Szło tylko o to aby drażliwego człowieka, nieobytego jeszcze z własną dolą, nie obrazić.
— Słowo honoru — rzekł Nabab, gdy się już zbliżali ku mieszkaniu — że ja za p. Floryanem tęskniłem. A takeś nam zniknął, nie wiedzieć gdzie szukać było.
Proszę mnie za życzliwego sobie przyjaciela uważać, i nie zapominać o mnie.Ile razy na obiad zechcesz przyjść to mnie uszczęśliwisz. Sam jedząc dławię się.
Ścisnął go za rękę, a p. Floryan tak już był swoim upadkiem przybity, że uczuł wdzięczność,