Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szła, oczy chustką trąc i zakrywając, ale to go zniecierpliwiło.
— Czegoś siedziała tak długo? — odezwał się zmienionym głosem.
Pakulska, nagle rozwiązawszy usta, całym potokiem słów starała się usprawiedliwić, ale hrabia, zatopiony w sobie, nie zdawał się słuchać.
Syknął boleśnie i ręką zdrową uderzył o łóżko.
Pakulska mówić przestała.
Hrabia o swą wychowanicę nie spytał nawet. Czoło mu się marszczyło. Przerwał potem Pakulskiej i począł gorączkowo nakazywać, aby pilnowała Faustyny, z nikim się jej widzieć nie dając. Przestrzegł, że doktor przyjedzie, aby go do niej nie puszczano, i Sumaków także, gdyby się ważyli tu pokazać.
Potem przypomniał sobie pieniądze, i niesłuchając rachunku, pozostałą resztę kazał złożyć zaraz na kantorku.
I z tem Pakulska odprawiona; a choć wyszła obronną ręką z tego pierwszego spotkania — wiedziała, że na tem się nie skończy.
Antek, który się tu ciągle kręcił i siedzącą w mroku Steńkę ze wszystkich stron oglądał, wkrótce zjawił się z chłopcem, nakazując mu nakryć do wieczerzy.
Sumakówna nie była na pensyi do zbytków przywykłą, lecz po nieosobliwej kuchni p. Adeli