Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dwa te lata nie były straconemi dla dziewczęcia. Nigdy może w tak krótkim czasie istota podobna do niej nie uległa większej i korzystniejszej zmianie. Cierpienie ją uszlachetniło, podniosło, dało jej męztwo, uczyniło ją nad wiek dojrzałą.
Być może, że do tego i przeszłość się przyczyniła, przygotowując rolę w sposób nieznaczny do zasiewu.
W Wołchowiczach dojrzewała niezdrowo w męczarniach i poniżeniu, ale żadne cierpienie bezowocnem nie jest. Jak pług, uprawia ono duszę, rozdzierając ją, i jeśli potem choć promyk słońca zaświeci nad nią, a ziarenko wiatr przyniesie, tem bujniej ono wschodzi.
Ziarna rzuciła nauka na pensyi, która nietyle przyniosła owoców zwykłych, wiadomości wprawy mechanicznej, ile raczej umysł wzmocniła i otwarła, pokrzepiła serce.
Zmuszona uczyć się sama, ukradkowo, z tą chciwością, jaką budzą zakazane przedmioty, Steńka czytała bez wyboru, lecz wszystko zastosowując do życia i siebie.
Wszystkie te trudy, w których ją skąpało dzieciństwo, czyniły ją szczególniej łakomą na to, co się jej pięknem i szlachetnem wydawało.
Była to więc teraz istota dziwnie wyposażona do życia, exaltowana, za ideałami goniąca myślą,