Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wy przyjechał. Zatrzymał go obietnicą wdzięczności hrabia, przyjmując tymczasem i ugaszczając.
We dworze miał już człowieka opłaconego, który natychmiast przybiedz obiecał, gdyby co zaszło. Tak eufemicznie wyrażał się hr. Flawian.
Przez cały dzień jednak nie zaszło nic. Stanowy długo oczekiwać nie mógł, ale się dał uprosić.
Nadwieczór Antek, przypadkiem przybywszy do karczmy, oznajmił, że hrabiemu zrobiło się znacznie lepiej, że odzyskał przytomność, zażądał posiłku i — doktor nawet powziął słabą nadzieję.
Zmuszony cieszyć się tem hrabia Flawian, znalazł się w najprzykrzejszem w świecie położeniu.
— Ten człowiek — mówił w duchu — stworzony jest na utrapienie familii. Nawet umrzeć nie umie w porę!
Niezbyt biegły w medycynie, hr. Flawian przypominał jednak sobie wiele, bardzo wiele wypadków, w których takie mniemane polepszenie zwiastowało koniec.
Postanowił więc zatrzymać się jeszcze, chociaż zabawienie gościa, stanowego, było dla niego zadaniem gorszem nad wzięcie emetyku.
Cóż miał robić biedny?
Urzędnik zniecierpliwiony, jakby przypadkiem przejeżdżający, poszedł się dowiedzieć do dworu,