Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak rzeczy stały. Wywołać kazał doktora Sochora.
— A cóż pacyent pański? — spytał.
— Dogorywa — niestety — odezwał się konsyliarz. Dorozumiewam się, że pan tu nie bez myśli przybyłeś, ale — zdaje mi się, że troskliwość twoja zbyteczna.
— Dlaczego? — spytał stanowy obrażony.
— Wczoraj tu już wezwany przybył Trzaskowski z testamentem i umocowaniem zdania wszystkiego pozostałej wdowie. Zapisał jej cotylko miał i, — zrobił święcie.
— Możeż to być? — krzyknął urzędnik.
— Jak mnie widzisz żywego!
W tej chwili krzyk się dał słyszeć w sypialni. Wybiegła Pakulska, płacząc.
— Umarł! umarł!
W kilka minut potem posłaniec ze dworu dał o tem wiadomość hrabi Flawianowi, który pieszo się puścił ku dworowi, gdy o kroków kilkanaście spotkał stanowego, dającego mu znaki rękami.
— Wiem, wiem i śpieszę — zawołał hrabia Flawian — ale chodź-że pan, chodź, na miłość Boga, każda chwila droga — kapitały!
Urzędnik głową poruszył.
— Wszystko w porządku! — rzekł.
— Jakto?