Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiadając, że przywiezie kollegę. Nie opóźniając się też, w parę dni z nim przybył do Skomorowa.
Kollega Sochora, po examinie bacznym, starą metodą, naprzód śmiejąc się, choremu oświadczył, że silny jest i będzie jeszcze hołupca w mazurze wybijał, a na stronie oświadczył konsyliarzowi, iż nie spodziewa się uleczenia.
Komplikacya była chorób taka, że jej w tym wieku, życiem czynnem wyczerpany nad miarę, chory wytrzymać nie mogł.
— Trzeba mu ulżeć cierpienia, ale wyleczyć — niepodobna.
— Są cuda — odparł Sochor.
— Te natura czyni, nie my — rzekł drugi. Cud i tu stać się może, ale ja nie mam nadziei, abyśmy my go sprowadzili.
Hrabiego zapewniono, iż teraz będą dzielniejsze środki użyte i kuracya pójdzie szybko; ale oszukać nie było łatwo. Słuchał, nie przeczył, dziękował, ale wiedział z pewnością, że skazany został.
Zahartowany człek, nie okazał po sobie, ażeby go to obeszło. Nie zmienił w niczem postępowania, może tylko natrętniej się domagał od żony, ażeby przy nim była ciągle.
Czulszym dla niej, starał się teraz być.
W czasie długich niekiedy bezsenności, w gorączce, która nocą się powiększała — upornie po-