Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Być-że to może, aby hrabia tak był bogaty, jak mój ojciec powiada — spytała — a mieszkał w takim domu!...
— On powiada, że właśnie to go bogatym uczyniło — odpowiedziała Steńka. — Nawykł do tego mieszkania i życia i, wierz mi, inne-by mu było nieznośnym ciężarem.
Ester weszła do biednych izdebek Steńki, w których nie było najmniejszej rzeczy, fraszki — sprzętu — dla fantazyi i przyjemności, dla zabawienia oczów i oderwania myśli od rzeczywistości: wszystko stare, zbrukane, smutne, pospolite. Na tem tle najpiękniejsza kobieta, najidealniejsza istota, ubrana tak, jak Steńka, w wyszarzaną i trochę połataną sukienkę — musiała wiele stracić ze swego wdzięku. Oprócz tego cierpienie, niepokój, jakim ją nabawiał stan zdrowia hrabiego, matka i siostra, nieustająca praca, prawie bez spoczynku, przybiły tę istotę, siłą tylko mężnej woli trzymającą się na tem stanowisku obowiązku, na którem oprócz własnego sumienia głosu, żadnej nie miała pociechy.
Ciągłe czuwanie nad chorym, nad matką wymagającą i narzekającą na niewolę, bezsenne noce, pokarm ladajaki, zapomnienie o sobie — wycieńczyły Steńkę, na której widok, po przypatrzeniu się jej oczom zapadłym i przezroczystej bladej